wtorek, 29 marca 2011

Jelonkowo- Maniusiowo. Koncertowo- Chorobowo.

z wydarzeń bieżących: wolne do końca tygodnia przez rozgorączkowane zapalanie gardła. o tyle śmieszniej,  że bilans osób chorych na mieszkaniu wynosi 2 kobiety kontra dwóch zdrowych mężczyzn. przynajmniej herbatę zrobią :P
a ja jeszcze żyję tym Jelonkiem. tym koncertem i tym co było po. bo oto w końcu udało się spotkać ze Szczurem, którego z tego miejsca chcę bardzo mocno uściskać i już umawiać się na kolejne koncertowanie :D
piękny był ten alternatywny bejzbol i spotkania z Maniusiem i zdjęcia z Jelonkiem i samo w sobie skakanie na koncercie, przeżywanie tej muzyki ciągle od nowa.
nie ma co narzekać, nawet ten zakatarzony nos zdaje się być nie taki irytujący. nawet nie ważne, że już nie ma tej upragnionej pracy, która okazała się niezła wtopą. poszukamy nowej już niedługo :P
piękne też były spacery na Jurze, w tej dolince Kobylańskiej. i to gubienie się w swoich snach. szukanie tego dotyku przez głęboki sen. najpiękniejsze, że zawsze jest obok.

"na żadnej z map nie znajdę, wiem, naszych miejsc i wspólnych chwil"


JELONEK, MY-SLO-VITZ i cała reszta.

czwartek, 17 marca 2011

once I wanted to be the greatest

jak wyrazić myśli, które są absolutnie nieposkładane? jak pisać o rzeczach, których realności nie jest się do końca pewnym? jak pisać o emocjach podsycanych jeszcze endorfinowym speedem.
wszystko się zmienia. i to na przestrzeni stosunkowo krótkiego czasu, bo kilku dni, tygodni, miesięcy.
czyli zgodnie z ostatnią myślą MR, gdy byłyśmy niedawno na piwie. stwierdziła ona, że moje życie diametralnie się zmieniło. zmieniło szczególnie swoją orbitę, wokół której zwykło się kręcić. jeszcze niedawno chodziło tylko o dobre wykorzystanie, tego co mam. skupiając się na przyjaciołach, koncertach, nauce itp. a teraz już od wielu, wielu dni kręci się wokół tylko jednego punktu- WordPress'a. dość radykalna zmiana, bo teraz trzeba brać pod uwagę potrzeby, uczucia i grafiki dwóch osób, a nie tylko jednej.
jakby tych zmian nie było dość, to dziś już pierwszy dzień w pracy. a jutro pierwszy dzień jako oficjalna współlokatorka w mieszkaniu, które znam aż za dobrze. w weekend przemeblowania i przyzwyczajanie się do takiego stanu rzeczy. do siebie nawzajem już coraz bardziej na poważnie i coraz bardziej nierozerwalnie.
jakby cały świat należał tylko do mnie. do nas.

(*tytułowa piosenka: Cat Power- The Greatest)


sobota, 5 marca 2011

jesteś podwiniętą rzęsą pod moją powieką.

a miało być tak pięknie... tak bardzo, że prawie niemożliwe jest, że jest jeszcze bardziej. nie przywykłam do takiego nawału szczęścia i radości. pełnej kumulacji związanej tylko z faktem istnienia tej mojej drugiej połówki.
bo jak to On powiedział: "nie potrafię bez ciebie żyć".
czy to nie wielka rzecz, znaczyć dla kogoś wszystko?
ogromnie wielka. to jest jakby cały kosmos nagle zdefiniował się w tej jednej osobie. jakby się skumulowały wszystkie cząsteczki szczęścia i utworzyły całość, której szczegóły zapierają dech, a całość pozostawia całkowicie oniemiałym.
dlatego tak ciężko mi się zasypia bez słuchania twojego bicia serca. ciężko się wstaje zanim przyciągniesz mnie mocniej do siebie i powiesz "jeszcze minutkę".
i nie ważne czy minie minuta, czy godzina, czy miesiąc, czy rok czy całe życie. w takim towarzystwie można iść dalej i dalej na paraboli czasu. można iść i wiedzieć, że życie ma sens.
szczególnie, że już za jakiś miesiąc lub dwa na dobre będziemy dzielić się wszystkim co tylko mamy. przyjdzie mi oficjalnie zaanektować tą część pokoju, w której obraz wpasowałam się już na dobre.
więc ty i ja i wszystko co mamy.
a ja nie posiadam zbyt wiele. tak właściwie to mam tylko Ciebie. tak właściwie to jedyna rzecz, która się liczy.
taka miłość jest jedna.

a z rzeczy konkretnych to już niedługo idę do pracy (coby czynsz opłacić) i już niedługo idziemy na Jelonka!

"pomaluj moje życie chaosem kłopotów". czy jakoś tak. ważne żeby tak było zawsze.